Wywiad z 2013 roku z ks. dr. Markiem Chrzanowskim FDP „Przyjaźń od pierwszego wejrzenia”

Wywiad z ks. dr. Markiem Chrzanowskim FDP

„Przyjaźń od pierwszego wejrzenia”

 

Rozmowa z ks. dr. Markiem Chrzanowskim, Orionistą, pisarzem, poetą, głoszącym w dniach 10-12.03.2013 r., rekolekcje w parafii bł. Bolesławy Lament w Białymstoku.

 

Anna Artysiewicz: Po kilku miesiącach zawitał Ksiądz do nas ponownie, z czego bardzo się cieszymy. Zacznę więc mało oryginalnie: Jak się Księdzu podoba w Białymstoku? Albo zawężając pytanie: jak się Księdzu podoba w naszej parafii? Czymś zaskoczyliśmy? A może zawiedliśmy?

Ks. dr Marek Chrzanowski: Z Białymstokiem jestem związany od wielu lat poprzez znajomość, przyjaźń z księdzem Dariuszem Wojteckim i z jego rodziną. Dlatego też odwiedzałem Białystok od czasu do czasu i zawsze bardzo mi się tu podobało. Tutaj poznałem wspaniałych ludzi i jest to zawsze wyjątkowe miejsce dla mnie. Cieszę się bardzo, że przez ostatnie miesiące mogę być w Białymstoku, jako ktoś, kto mówi kazania, głosi rekolekcje. A ta parafia jest niepowtarzalna… Tak myślę, że jest wyjątkowa, bo spotkałem tu kapłanów, ludzi o wyjątkowym sercu i bardzo Bogu dziękuję, że tu jestem. Czuję się między wami, w tej parafii, jak w domu. Dobrze mi jest tutaj. To jest doświadczenie dobra i miłości. Po raz kolejny w moim życiu.

A.A.: Bardzo się z tego cieszymy. Mówiąc szczerze podczas wizyty Księdza w naszej wspólnocie we wrześniu ubiegłego roku, gdy pierwszy raz usłyszałam nazwę: Zgromadzenie Księży Orionistów, kompletnie nic na ten temat nie wiedziałam. Pierwszy raz spotkałam się z takim zgromadzeniem. Ostatnio od znajomej siostry z włoskiego zgromadzenia Małych Sióstr Bożej Opatrzności (zajmujących się głównie ludźmi opuszczonymi chorymi) dowiedziałam się, że założycielka tegoż zgromadzenia, błogosławiona już, Teresa Grillo Michel utrzymywała przyjazne relacje z ks. Alojzym Orione. Poznając postać tego świętego kapłana nie sposób nie zauważyć jak wielką ufność pokładał w Bożej Opatrzności. Przypatrując się bliżej historii i charyzmatowi Zgromadzenia Księży Orionistów można stwierdzić, że za główny cel obierają pomoc ludziom potrzebującym, szczególnie ubogim. Czy mógłby nam Ksiądz powiedzieć coś więcej na temat swojego zgromadzenia?

Ks. Marek: Mogę dużo i z wielką radością opowiadać o swoim Zgromadzeniu, ale ograniczę się tylko do tego, że założycielem zgromadzenia jest św. Alojzy Orione. Był to wyjątkowy włoski kapłan, który pochylał się nad każda łzą i nad każdym cierpieniem człowieka. Służył człowiekowi w wielu wymiarach. Bardzo kochał naszą ojczyzną Polskę i mówił, że gdyby nie był Włochem chciałby być Polakiem, dlatego, że naród Polski jest bardzo szlachetny i wierny Chrystusowi. Założył Zgromadzenie Małe Dzieło Boskiej Opatrzności, Księża Orioniści, które ma dwie gałęzie charyzmatyczne. Pierwszą jest szczególna wierność Papieżowi. Oprócz trzech ślubów zakonnych składamy czwarty ślub: wierności Papieżowi. Druga gałąź charyzmatyczna to właśnie pomoc ludziom najbardziej potrzebującym w różnych wymiarach: duchowym, fizycznym, psychicznym, a wiemy jak bardzo świat potrzebuje ludzi i zgromadzeń, które będą w taki sposób służyć człowiekowi współczesnemu. W Polsce mamy w tej chwili dwadzieścia placówek, dziesięć parafii z duszpasterstwem ogólnym oraz domy dla ludzi potrzebujących m.in. domy dla bezdomnych, hospicja, szkoły, internaty dla młodzieży po wyrokach sądowych, świetlice środowiskowe. Myślę, że jak na małe zgromadzenie w Polsce sporo robimy i cieszymy się, że możemy właśnie tak pracować.

A.A.: Dlaczego akurat w tym zgromadzeniu zdecydował się Ksiądz realizować swoje powołanie kapłańskie? Czy to przez jakieś wcześniejsze kontakty z Księżmi Orionistami? Lub szczególne upodobanie ich charyzmatu?

Ks. Marek: To ciekawe pytanie muszę powiedzieć, bo ja nie znałem Księży Orionistów. Nie wiedziałem w ogóle, że oni istnieją. Ja długo szukałem w swoim życiu miejsca, seminarium, w którym mógłbym realizować swoje powołanie. Przeszedłem mnóstwo seminariów. Nigdzie nie chcieli mnie przyjąć, bo mam kłopoty ze zdrowiem fizycznym. Przy moim urodzeniu doznałem bardzo silnego wylewu krwi do mózgu. Mam chore oczy. Księża Orioniści byli zgromadzeniem, które zaryzykowało. To zgromadzenie było takim, które dało mi szansę. Także nie wiedziałem nic oprócz tego, że miałem ich adres, kiedy się do nich zgłaszałem. Dzisiaj wiem, że wszystko w planach Bożych ma sens. Potrzeba było żebym przeszedł przez tyle różnych schodków, zapukał do tylu drzwi, aby znaleźć Księży Orionistów, gdzie mogę realizować siebie jako kapłan, jako duchowy syn księdza Orione i jestem bardzo szczęśliwy.

A.A.: Więc ta Księdza droga nie była łatwa.  Pamiętam, że podczas wrześniowej Księdza wizyty w naszej parafii, jak i podczas tej rozmowy, bardzo wzruszyło mnie przejmujące świadectwo Księdza życia i kapłańskiej drogi, a raczej drogi do kapłaństwa, bo z tego co Ksiądz mówi było wiele seminariów, do których Ksiądz pukał…

Ks. Marek: Ponad dwadzieścia.

A.A: No właśnie… czy nie budził się w Księdzu bunt w stosunku do Boga, czy nawet do ludzi…?

Ks. Marek: Bardziej budził się ból. Z jednej strony czułem ogromne pragnienie bycia kapłanem, księdzem, a z drugiej strony tam gdzie zapukałem, wszędzie otrzymywałem odpowiedź negatywną. Ja wtedy tego nie rozumiałem, nie potrafiłem tego pojąć, ale nie buntowałem się przeciwko Panu Bogu. Szukałem, po prostu szukałem. Wierzyłem, modliłem się i wreszcie znalazłem drzwi otwarte.

A.A.:  Nie ukrywam, że to pytanie chciałam zadać już we wrześniu: Nie miał Ksiądz żalu do Kościoła, do ludzi ustalających w Nim zasady o odmowne decyzje w sprawie Księdza próśb o przyjęcie do seminarium, a w zasadzie wielu seminariów…?

Ks. Marek: Nie, nie… Dlatego, że nie potrafiłem tak myśleć. Bardziej skoncentrowałem się na tym szukaniu. Na wewnętrznej intuicji, że przecież jeżeli czuje tak moje serce to wreszcie ktoś mi drzwi otworzy. Może przez moment miałem jakieś pytanie ‘dlaczego?’, ale nie mogę powiedzieć, że się buntowałem, że miałem żal. To raczej było na zasadzie takiego szukania. Ja z resztą w życiu musiałem pokonać wiele innych przeszkód: w różnych szkołach, różnych miejscach i byłem do takiej walki o swoje powołanie przygotowany. To mnie jakoś tak mobilizowało, utwierdzało. Poza tym ogromną rolę w moim życiu odgrywali i odgrywają moi najbliżsi. Oni mnie wspierali. Nie traktowałem tego jako odrzucenie przez Kościół, ale raczej jako wyzwanie, któremu starałem się dać radę i Pan Bóg mi pomógł pobłogosławił i jest super.

A.A: To piękna postawa i się udało, bo z tego co wiem uzyskał Ksiądz tytuł doktora na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim…

Ks. Marek: No właśnie… Jest tak, że niektórzy przełożeni różnych seminariów czy zgromadzeń, wtedy gdy pytałem, prosiłem to mieli takie argumenty, że wzrok nie wytrzyma, że zdrowie jest za słabe, że ludzie będę dziwnie patrzyli na mnie. Dużo było takich obiekcji i to nawet logicznych, a jednak Bóg udowodnił, że nie ma rzeczy niemożliwych. Skończyłem seminarium, potem zdobyłem licencjat, skończyłem studia doktoranckie i obroniłem doktorat. I oczy wytrzymały, i zdrowie wytrzymało, i ludzie dziwnie na mnie nie patrzą.

A.A.: To też Boża Opatrzność, prawda…?

Ks. Marek: Tak. My nazywamy się Synami Boskiej Opatrzności…

A.A.: Nie jest to przypadek…

Ks. Marek: Tutaj nie ma przypadków. Tu jest Boże prowadzenie i Boża Opatrzność.

A.A.: Jest Ksiądz również autorem wielu książek: twórczości prozatorskiej, a szczególnie poezji. Ja osobiście uważam, że o ile wiedzę teologiczną czy z jakichkolwiek innych dziedzin można zdobyć, warsztat pisarski podszkolić, to jednak pisarzem, a już na pewno poetą „trzeba się urodzić” lub ewentualnie nabyć tę specyficzną, literacką wrażliwość poprzez uwarunkowania życiowe, rodzinne, doświadczenia itp. Czy moja prywatna teza znalazłaby potwierdzenie w Księdza doświadczeniu pisarskim? Czy były jakieś szczególne czynniki uwrażliwiające i rozwijające talent dany od Boga?

Ks. Marek: Na pewno tak. Tak jak powiedziałem wcześniej: wiele zawdzięczam mojemu domowi rodzinnemu, moim rodzicom, mojej babci, mojemu rodzeństwu. Tam uczyłem się wierzyć, kochać i mieć nadzieję. Natomiast myślę, że w wielu ludziach jest dusza poety, serce poety, tylko nie każdy ma odwagę pisać, nie każdy ma odwagę dzielić się z innymi, ale jest mnóstwo ludzi, którzy mają od Boga taki dar, tylko może za wcześnie rezygnują z tego pisania, może nie zdarza się w ich życiu ktoś albo coś, co to wszystko ruszy. Ja swój pierwszy wiersz napisałem w piątej klasie szkoły podstawowej i to był wiersz, który wyrażał moją tęsknotę za domem rodzinnym, bo całe moje dzieciństwo to były szpitale, sanatoria i rozłąka z domem. Ten wiersz napisałem w Konstancinie, kiedy leżałem w sanatorium i bardzo tęskniłem za domem. To była taka typowa rymowanka. Później od czasu do czasu w szkole podstawowej coś tam napisałem. W liceum myślę, że każdy albo wielu pisze wiersze, ja też pisałem. No i tak to było… Potem jak już byłem w seminarium pisałem sporo, ale zawsze do szuflady i zawsze to były moje refleksje nad życiem, refleksje nad tym, co chcę Bogu powiedzieć, co od Boga słyszę, jakieś modlitwy. Nie wierzyłem, że ktoś to będzie czytał. Odkładałem to do szuflady. Pokazywałem ewentualnie moim najbliższym, mojej siostrze, moim rodzicom, mojemu bratu. Właściwie nie zastanawiałem się czy to jest wartościowe, czy nie, czy to jest dobre, czy nie w sensie literackim. To było moje i to było dla mnie najważniejsze, bo to były moje myśli. Tak byłoby to tej pory gdyby nie podstęp moich przyjaciół, którzy dowiedzieli się, że piszę. Przeczytali moje wiersze i za moimi plecami wyjęli te wiersze z mojej szuflady i wydali mi pierwszy tomik wierszy.

A.A.: Czyli to przyjaciele to były te główne osoby…?

Ks. Marek: Tak to byli przyjaciele, którym kiedyś powiedziałem, że piszę pokazałem im i oni takim podstępem fajnym zabrali mi te wiersze i przynieśli mi na imieniny już wydaną książeczkę, pierwszą książeczkę… Oni mi zrobili pierwszy wieczorek poezji i tam się przekonałem, że to co piszę ma również znaczenie dla ludzi, którzy tego słuchają. Tak się zaczęło.

A.A.: Czy kiedykolwiek uczył się Ksiądz pisania poprzez chociażby jakieś warsztaty?

Ks. Marek: Nie, nigdy. Jestem totalnym samoukiem.

A.A.: Czyli według wskazań serca, tego co z niego wypływa…?

Ks. Marek: Ja kiedyś, zanim poszedłem do seminarium marzyłem jeszcze żeby skończyć studia polonistyczne. Język polski i literatura bardzo mnie pasjonowały. Natomiast nigdy nie skończyłem niczego, co by mnie kształciło literacko, co by mnie jakoś udoskonaliło. Po prostu zacząłem pisać z serca i tak chyba jest do tej pory.

A.A.: Czy pisanie poezji jest dla Księdza bardziej samorealizacją, spełnieniem jako: ksiądz poeta czy raczej chęcią przekazania czegoś innym ludziom?

Ks. Marek: Nie wiem… To w pewnym momencie stało się to czymś istotnym w moim posługiwaniu kapłańskim. Uwierzyłem, że to co piszę ma duże znaczenie dla innych ludzi i stało się to częścią mojego życia. Bardzo często wyjeżdżam na różne wieczorki poezji, spotykam się z ludźmi i ja już się nie zastanawiam dlaczego piszę, po prostu piszę. Nieraz ludzie pytają mnie skąd czerpię inspiracje. Myślę, że to się jakoś wpisało w moje życie, tak trochę niechcący, potem stało się moją pasją, teraz myślę, że jest częścią mojego serca. Chyba bym już inaczej nie potrafił…

A.A.: O ile mogę zrozumieć motywy i uwarunkowania powstawania Księdza poezji, głównie religijne, to zastanawiają mnie powody do napisania książki „Szukając Miłości” składającej się z opowiadań dotykających tematyką kobiecości. Jako osoba przez pewien czas związana z literaturą kobiecą i głównie kobieta chciałabym spytać skąd mężczyzna, w dodatku ksiądz czerpał materiały do tych tekstów? Nie ukrywam: poruszających i trafiających w sedno różnych życiowych problemów kobiet i różnorodności kobiecych powołań, sposobów spełniania się w życiu. Czy to tylko literacka fikcja, wynik obserwacji, czy może coś więcej?

Ks. Marek: Może zacznę od tego, że przez moje życie kapłańskie prowadziłem i prowadzę bardzo dużo rekolekcji dla sióstr zakonnych, dla kobiet. W ostatnich latach jestem asystentem duchowym Instytutu Życia Konsekrowanego dla dziewcząt i gdzieś tam paradoksalnie w moim życiu kapłańskim kobiety pojawiają się w sensie mojej pracy, w sensie powołania i właściwie to mnie samego zadziwia, ale tak jest. Geneza powstania tych opowiadań jest taka. Pamiętam, że kiedy przygotowywałem rekolekcje święte dla dziewcząt starałem się wymyślać tematy tych rekolekcji, przemodlić… i zacząłem niektóre myśli zapisywać. Tyle tych myśli miałem, że powstało z tego pierwsze opowiadanie i to w bardzo szybkim czasie. Czułem się napędzany mam nadzieję, że Duchem Świętym. Potem drugie… trzecie… Na pewno nie są to postacie dokumentalne. Nie są to opowiadania realne, są bardziej w moim sercu, w moim umyśle: z mojego życia, z rozmów z innymi, ze spotkań… Kiedyś przeczytałem takie zdanie Françoisa Mauriaca, francuskiego filozofa, który powiedział, że wtedy, kiedy kobieta zapomni, że jest kobietą skończy się świat. Myślę, że te opowiadania to też taka moja odpowiedź do kobiet żeby były kobietami, żeby były delikatne, subtelne, wrażliwe, żeby były piękne…, bo tego świat potrzebuje. Myślę, że i sama kobieta tego potrzebuje tylko, że świat, w którym żyjemy często depcze te wartości, te ideały. Nie raz pytają mnie skąd u mnie taka wrażliwość? Nie wiem… Trzeba by się Pana Boga zapytać.

A.A.: Wracając jeszcze na chwilę do tego co Ksiądz przed chwilą powiedział, to w ostatnich latach mamy w naszej globalnej kulturze modę na feminizm, prawda?

Ks. Marek: Tak…

 A.A.: Czy opowiadania zawarte w książce Szukając Miłości, Księdza autorstwa, mogą stanowić lub są polemiką z tymi trendami? Czy kiedykolwiek tak na to Ksiądz patrzył? Czy można tak interpretować?

Ks. Marek: Tak… To jest bardzo słuszna uwaga. Człowiek nieraz nawet się nie zastanawia, ale żyjąc w świecie słucha i patrzy na to co się dzieje, na takie współczesne trendy… feministyczne… Dobrze to zauważyłaś Aniu. Tak jest… To jest jakaś odpowiedź mojego serca, mojego serca kapłana, mojego serca mężczyzny… Jest to polemika. Może nie taka wprost, może nie taka mocna, ale ukryta i mam nadzieję, że każdy kto przeczyta te opowiadania będzie tak myślał… o kobietach.

A.A.: Czyli uważa Ksiądz, że może to być książka dla dziewcząt, kobiet, wychowanych w chrześcijańskim duchu, a z drugiej strony zachłystujących się hasłami promowanymi przez współczesne feministki, gubiących się w tym gąszczu różnych teorii, a szczególności niepotrafiących pogodzić wartości wpajanych od dzieciństwa z przyciągającymi ich wrażliwość teoriami, filozofiami? 

Ks. Marek: Myślę, że ta książka, te opowiadania są skierowane do dziewcząt i kobiet, które chcą być szczęśliwe i myślę, że chrześcijańskie wartości są na tyle uniwersalne, na tyle zintegrowane, że trudno sobie wyobrazić trwałe szczęście bez tych wartości. Nawet jeżeli to przeczyta np. dziewczyna niewierząca, bo takie doświadczenia też mam, to znajdzie w tych opowiadaniach coś, co może zmienić jej życie, ale głównie jest to dla dziewczyn, które czują Pana Boga w sercu, które na Bogu chcą budować swoje życie, swoje powołania, swoją miłość.

A.A.: Jeszcze na chwilę wrócę do poezji, bo w grudniu 2011 r. została wydana płyta z Księdza wierszami w wykonaniu Pawła Królikowskiego. Później Paweł Królikowski wraz z Małgorzatą Kożuchowską nagrali płytę pt. “By starczyło czasu na miłość” również z wierszami Księdza autorstwa. Skąd na to pomysł?

Ks. Marek: Trzeba wspomnieć, że ja oprócz tego nagrałem jeszcze trzecią płytę z moimi wierszami. Nagrał ją młody kompozytor Jakub Tomalak. Jest ona w konwencji dwunastu miesięcy i nosi tytuł 12 oddechów. Co do współpracy z Pawłem Królikowskim: pierwsza płyta to był pomysł zbiorowy. My, jako wspólnota zakonna, kapłańska chcieliśmy zrobić prezent na Boże Narodzenie naszym parafianom, naszym przyjaciołom. Jednemu z moich współbraci przeszedł do głowy pomysł żeby to były moje wiersze o tematyce bożonarodzeniowej i kolędy. Potem się okazało, że mama Pawła Królikowskiego śpiewa w naszym chórze kościelnym i stąd wziął się pomysł żeby Pawła do tego zaprosić, zainspirować… Paweł przyjechał do nas. My się z Pawłem w ogóle nie znaliśmy. Siedzieliśmy w pokoju, rozmawialiśmy o tej płycie jeszcze z kilkoma moimi współbraćmi. Już mieliśmy wszystko dograne. Pawłowi się te wiersze podobały i w pewnym momencie powiedział: „To ja teraz zapraszam autora tych wierszy do mojego samochodu, przejedziemy się i porozmawiamy”. Byłem zaskoczony. Pawła znałem z ekranów telewizyjnych i nic więcej. Pojechaliśmy jego samochodem i Paweł powiedział mi wtedy: „Proszę księdza tak jak istnieje miłość od pierwszego wejrzenia, tak istnieje przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Nie wiem co dalej będzie, ale tak czuję, że Pan Bóg chce żebyśmy się zaprzyjaźnili”. I od tej pory przyjaźnimy się z Pawłem. Gdy już ta pierwsza płyta powstała przyszedł pomysł żeby nagrać drugą płytę i wtedy pojechałem do Pawła do domu, zawiozłem mu wiersze. Tam siedzieliśmy z Pawłem, z moim bratankiem Marcinem i rozmawialiśmy na temat tej płyty. Paweł powiedział: „Wiesz co, tak mi się wydaje, że przydałby się jakiś głos kobiecy, bo mam taki pomysł.” Mówię: „Ty znasz pewnie kogoś…” On pomyślał przez chwilę i powiedział: „Małgosia Kożuchowska”. Potem zaprosił Małgosię, spotkaliśmy się w trójkę, wybraliśmy wiersze. Ta płyta to taka historia o miłości; historia, która dzieje się w wielu wymiarach miłości: Miłości Boga, miłości człowieka. Są tam takie dialogi między Małgosią, a Pawłem. Mówię i ja swoje wiersze. I tak powstała taka płyta: By starczyło czasu na miłość. Podoba się ludziom. Nie wiem czy wszystkim, ale fajnie, że powstała.

A.A.: Jak się Księdzu współpracowało z aktorami?

Ks. Marek: Super! Ekstra! Małgosia kiedyś w rozmowie prywatnej mówi do mnie: „Marku, nie ważne co z tej płyty wyjdzie. Nie ważne czy ona będzie się podobać. Ważne, że się spotkaliśmy”. Chyba największą wartością tego całego projektu jest to, że dzięki niemu, to znaczy dzięki Panu Bogu, ale też dzięki tej płycie, pracy nad nią zrodziły się więzi przyjaźni i to jest bardziej wartościowe niż ta płyta… Chociaż ta płyta, tak jak mówię: jest fajna!

A.A.: Były te płyty, wydał Ksiądz bardzo wiele książek. Posługuje Ksiądz jako rekolekcjonista. Nie licząc już codziennych obowiązków kapłańskich. W międzyczasie wspomniany doktorat. Starcza Księdzu na to wszystko czasu?

Ks. Marek: Najważniejsze by starczyło czasu na miłość! Starcza mi czasu. Ja mam taka przypadłość, specyfikę czy urodę, że ja śpię trzy godziny na dobę i przez to moja doba jest dłuższa niż wszystkich innych ludzi, którzy śpią więcej… może dlatego mi starcza.

A.A.:  Fizycznie to również dość duże obciążenie. Skąd siła? A może czasem jej brakuje?

Ks. Marek: Nie. Nie czuję… Nie czuję, że mi jej brakuje. Wszystko co mam… ja to wiem… mam od Pana Boga. To, że starcza i nie brakuje siły to jest dar od Pana Boga. Może to jest czas spędzony na modlitwie, może to jest wyklęczany czas przed tabernakulum… Starcza mi siły i niektórzy się dziwią, ale tak jest. Bogu dzięki, że tak jest.

A.A: Czy na koniec zechciałby Ksiądz powiedzieć coś szczególnego nam, parafianom tej wspólnoty bł. Bolesławy Lament i wszystkim odwiedzającym stronę internetową? Czy udzielił/p>

* Wzorem lat ubiegłsłabym, zabieganym, nieposiadającym czasu na cokolwiek poza monotonią codzienności, narzekającym na pracę, obowiązki, bliźniego itd. jakiejś porady…? jak sobie radzić z we współczesnym świecie i z tym światem? 

Ks. Marek: Przede wszystkim wierzyć, że Bóg jest miłością. Wierzyć w to, co tyle razy słyszymy, ale nie wiem czy wierzymy, że Bóg nas kocha i daje swoim dzieciom wszystko, czego im potrzeba. Tylko trzeba nieraz wierzyć wbrew nadziei. Trzeba swoje wyklęczeć w życiu, nieraz wypłakać, ale wszystko ma sens, nawet to najtrudniejsze. Tak jak powiedziałem na jednym z kazań: nie ma takiej łzy, której Bóg by nie otarł ani nie wynagrodził i nie ma takiego krzyża, którego by z nami nie wziął i nie pomagał nam żyć i nie przysyłał nam dobrych ludzi… aniołów, którzy nam pomagają. Tak jest w moim życiu, w życiu każdego człowieka. Tylko całym dramatem współczesnego człowieka jest to, że człowiek staje się coraz bardziej bezrefleksyjny, że świat odbiera jako taką papkę, którą ma przygotowaną do połknięcia. Świat współczesny oduczył człowieka refleksji nad życiem. Tak samo chyba refleksji nad wiarą. Myślę, że moje życie nie jest takim życiem, które odbiega od normy, bo każdego z nas Bóg kocha i każdemu z nas czyni cuda w życiu i każdego chce przytulić do serca, każdego chce doprowadzić do Nieba, do szczęścia. Nie tylko tam, po tamtej stronie życia, ale tutaj, na ziemi. Każdy uśmiech, każde dobro, każde podanie ręki jest czymś, co jest Bożym uśmiechem.

A.A.: W imieniu wszystkich parafian biorących udział w rekolekcjach, a także czytających tę rozmowę serdecznie dziękuję Księdzu za poświęcony czas, rozmowę, a szczególnie za piękną opowieść o życiu.   

 

Rozmowę z ks. dr. Markiem Chrzanowskim przeprowadziła Anna Artysiewicz